Wenecja "Miasto Gondoli i mojej niedoli "
Ostatnim przystankiem była Wenecja. Słońce paliło mnie w głowę, a ja zaczynałam żałować, że wybrałam czerwiec na zgubienie się w zatłoczonych zaułkach tego pięknego miasta. Obiecałam sobie, że w przyszłości bardziej będę dbała o logistykę, wybiorę większe przestrzenie i uniknę „betonozy”. Ale żeby nie było, że tylko narzekam – Wenecja pokazała mi swoje dwie twarze. Z jednej strony była to Wenecja znana z karnawału, masek, kolorów i niepowtarzalnego uroku. Z drugiej jednak strony, niestety, była też Wenecja pełna tłumów turystów, którzy przepychają się przez wąskie uliczki, tworząc chaos, który zniekształca magiczny obraz tego miejsca.
Mieszkańcy Wenecji szczególnie odczuwają konsekwencje masowej turystyki, a miasto wciąż zmaga się z wyzwaniami, które niosą ze sobą takie tłumy. Wenecja jest na drugim miejscu w rankingu miast najbardziej dotkniętych turystyczną inwazją. Astronomiczne koszty życia stają się coraz bardziej przytłaczające – jedna trzecia mieszkań jest już wynajmowana turystom przez platformy internetowe, co znacząco podnosi ceny. Coraz więcej Wenecjan decyduje się opuścić centrum, a w efekcie starówka zaczyna przypominać skansen, pełen pamiątek, lecz pozbawiony życia, które niegdyś tętniło na każdej uliczce. To smutna rzeczywistość, która odbiera miastu jego autentyczności. Wystarczy porównać liczby: liczba wenecjan spadła po raz pierwszy od dekad poniżej 50 tys., tymczasem liczba odwiedzających Wenecję to obecnie 15 milionów rocznie. Gorąco polecam bardzo ciekawy dokument na Netflixie "Ostatni Wenecjanie: jak masowa turystyka wygnała rdzennych mieszkańców". Poza tym Wenecja stoi przed poważnym problemem związanym z tonącym miastem. Z uwagi na swoje położenie na 118 wyspach w lagunie Adriatyku, Wenecja zmaga się z procesem zatapiania się. Każdego roku miasto osiada o kilka milimetrów, co sprawia, że poziom wody w kanałach powoli podnosi się, a niektóre ulice, zostają zalane.
Zdecydowanie warto odwiedzić Wenecję jak najszybciej, zanim zniknie z mapy Ziemi! Wenecja ma niepowtarzalny urok – jej kanały, gondole, wąskie uliczki i historyczne budowle tworzą wspaniałą włoską atmosferę, a dla osób które nie przepadają za tłumami, zawsze istnieje możliwość ucieczki na jedną z pobliskich wysp Wenecji. Oto te, które warto rozważyć:
Murano – Słynie z produkcji szkła i ma spokojniejszą atmosferę niż Wenecja. Można tu podziwiać piękne warsztaty i przechadzać się po malowniczych kanałach.
Burano – Znana z kolorowych domków i rękodzieła, szczególnie koronkarstwa. Wyspa jest wyjątkowo urokliwa i doskonała na relaksujący spacer w ciszy.
Torcello – Spokojna, mniej turystyczna wyspa, która zachwyca zabytkami i wspaniałą naturą. Idealna dla tych, którzy szukają ciszy i historii.
Lido – Choć znana z plaż i Festiwalu Filmowego, Lido oferuje także mniej zatłoczoną część, gdzie można odpocząć od zgiełku Wenecji i cieszyć się relaksem nad Adriatykiem.
Te wyspy oferują ucieczkę od tłumów i pozwalają na spokojniejszy wypoczynek, z dala od turystycznego zgiełku.
W pewnym momencie poczułam, że moje nogi robią się jak z waty, więc po prostu usiadłam na murku Mostu Rialto i pozwoliłam rzece turystów przetaczać się za moimi plecami. Było to trochę jak oglądanie filmu Turysta na żywo – tłum ludzi, każdy z własną historią, a ja byłam tylko cichym świadkiem tego nieustającego spektaklu. Wszyscy spieszyli się, robiąc zdjęcia, wymieniając spojrzenia, a ja, zatrzymana w tym momencie, chłonęłam Wenecję w jej najbardziej autentycznej formie. Nie musiałam już biegać za atrakcjami, bo to wszystko działo się tu, tuż obok mnie, w samym sercu miasta. Moja kontemplację przerwał Zach, który nagle zapytał, czy zrobię mu zdjęcie. Wiedział, kogo zapytać, by uniknąć uciętych stóp lub rozmazanego kadru.
Od słowa do słowa szybko się zaprzyjaźniliśmy. Podobał mi się też jego entuzjazm na myśl o darmowym punkcie widokowym na dachu galerii T Fondaco. Przed wejściem trzeba jednak pobrać darmowy bilet przez internet, który jest potem skanowany przez ochronę. W całym tym podekscytowaniu nie spojrzałam na datę ściągniętego na telefon biletu – pokazywał rok 2026, a nie obecny! Zach spojrzał na ekran i zaśmiał się. „No cóż, chyba czas na naszą najlepszą minę szczeniaczka, co?” – zażartował. Szybko zaczęliśmy udawać najbardziej niewinne twarze, jakie potrafimy, licząc na to, że uda się przejść z biletem z przyszłości! I o dziwo, udało się?! Ochroniarz spojrzał na nas przez chwilę, ale zamiast zapytać o szczegóły, po prostu machnął ręką i pozwolił wejść. Chyba mało osób wie o tym tarasie, bo nagle zrobiło się luźno, zniknęły tłumy, a tylko mała garstka ludzi i my delektowaliśmy się Wenecją z lotu ptaka.
Spojrzałam na zegarek – ok, mamy jeszcze czas na jedno miejsce, zanim sprawdzę pociąg i nie będę musiała wracać do Ferrary. Zdecydowaliśmy, że wykorzystamy ostatnią chwilę w Wenecji, by zobaczyć coś, czego jeszcze nie widzieliśmy. Może mała uliczka, którą mijaliśmy wcześniej, a która teraz kusiła tajemniczością? Może jakiś plac, na którym jeszcze nie postawiliśmy stopy? Z każdym krokiem Wenecja stawała się coraz bardziej fascynująca, a my staraliśmy się jak najlepiej wykorzystać nasz czas w tym niesamowitym mieście.
Udaliliśmy się więc pod Bazylikę Św. Marka, jakbyśmy mogli ominąć ten punkt. Choć Wenecja pełna jest ukrytych zakątków, które warto odkrywać, Bazylika to miejsce, które po prostu trzeba zobaczyć. Jej majestatyczna fasada i przepiękne mozaiki przyciągają wzrok z daleka. Wnętrze Bazyliki jest ozdobione ponad 8000 m² mozaik, z których wiele przedstawia biblijne sceny i historie związane z życiem św. Marka. Część z nich pochodzi z IX wieku, a reszta z różnych okresów historycznych. Mozaiki zostały wykonane z tysiąca kawałków szkła, złota i kamienia, tworząc wyjątkowy efekt. Zaraz obok, na placu, dźwięki gołębi, stragany z pamiątkami i żwawe rozmowy turystów tworzyły niezapomniany, wenecki klimat a posąg lwa – symbol Wenecji – przypominał o sile i władzy Republiki Weneckiej, która rządziła miastem przez wieki. Stał tam, dumny i majestatyczny, z uniesioną łapą, jakby nadal czuwając nad miastem.
No dobra, myślę, czas na mnie, zatem trzeba się pożegnać - sprawdzę tylko o której mam pociąg. Okazało się, że nie było! Godzina 18, a nie było już biletów i żadnych szans na wydostanie się z Wenecji. Stres ogarnął całe moje ciało. Fuck, nie stać mnie na nocleg tutaj, pomyślałam. Zresztą, nawet ciężko będzie coś znaleźć na ostatnią chwilę. I wtedy, zupełnie nieoczekiwanie, dostaję wiadomość: "Chcesz zatrzymać się u mnie? Wynajmujemy Airbnb z kumpelą, 30 minut autobusem miejskim." To była propozycja, która w jednej chwili wytrąciła mnie z tego stresu, ale… czy powinnam? Czy mam jakikolwiek inny wybór?
Zaczęłam się zastanawiać, co zrobić. Przez chwilę próbowałam jeszcze znaleźć połączenie przez Flixbusa, nawet kupiłam bilet, ale po wczytaniu się w szczegóły okazało się, że przystanek był godzinę od miasta. Zdecydowanie nie to, czego teraz potrzebowałam. Z drugiej strony, oferta noclegu w Airbnb, mimo że może wydawać się nieco spontaniczna, brzmi jak najlepsza opcja w tej chwili. Przynajmniej będę miała spokojną noc, a rano będę mogła szukać kolejnych opcji na powrót. Zadzwonię jeszcze do chłopa do Polski, żeby mógł też wyrazić opinię. Po chwili usłyszałam jego głos, który z pewnością brzmiał trochę bardziej spokojnie niż mój: „Typowa Klaudia”. Zaśmiałam się, bo faktycznie, często luźno podchodzę do wielu spraw i akurat brak zakupy biletu na pociąg powrotny był zwyczajnym "zaniedbaniem" z moje strony. Wydaje mi się, że z jego słowa sprawiły, że poczułam się bardziej pewna swojej decyzji.
No dobra, skoro okazuje się że problem z noclegiem mam z głowy to dobra wiadomość jest taka że będę mogła zobaczyć to miasto nocą!
I tak, oświetlony Most Westchnień wyglądał nostalgicznie, z jego romantyczną, ale i smutną historią. To właśnie ten most, który łączy Pałac Dożów z dawnym więzieniem, jest znany z legendy, która przypisuje mu swój tajemniczy i pełen emocji charakter. Według jednej z najbardziej znanych opowieści, Most Westchnień wziął swoją nazwę od westchnień więźniów, którzy przechodzili przez niego, aby trafić do więzienia, a niektórzy – do śmierci. Podobno, zanim zostali zamknięci w celach, patrzyli po raz ostatni na piękno Wenecji przez małe okna mostu, a ich westchnienia pełne były żalu i tęsknoty za wolnością. Z kolei inna wersja legendy mówi, że zakochani, którzy przechodzili przez Most Westchnień, mieli wyszeptać sobie przyrzeczenie miłości, bo mówiło się, że jeśli całowali się pod mostem podczas przechodzenia przez niego, ich miłość miała trwać wiecznie. W ten sposób most zyskał także romantyczną reputację, przyciągając pary zakochanych turystów, którzy odwiedzają to miejsce, by poczuć magię Wenecji.
Niezależnie od wersji, Most Westchnień jest symbolem zarówno smutnej historii Wenecji, jak i jej romantyzmu, który wciąż przyciąga odwiedzających, skłaniając do refleksji o przeszłości, miłości i stracie. Małe balkony z uroczymi stolikami o czerwonych obrusach, wiszące nad kanałami, sprawiały, że miałam poczucie, jakbym oglądała obrazy w światowej sławy galeriach sztuki. Każdy szczegół, każda kawiarnia, każde okno wydawały się być starannie wystylizowane, jakby były częścią jakiejś perfekcyjnie skomponowanej kompozycji artystyczne.
Zaczynam rozumieć co chciał przekazać Marek Langowski w swoim obrazie "The dance of light in Venice". Miasto zanurza się w mroku, a światła latarni odbijają się w wodzie kanałów, widać, jak zmienia się jego charakter – z gwarnego centrum turystycznego w miejsce pełne magii i spokoju. Wieczorne mgliste refleksje na wodzie, cisza przerywana tylko szumem fal i szeptami przechodzących turystów, sprawiają, że Wenecja staje się nie tylko piękna, ale i nieuchwytna, jak kobieta, która nie ujawnia wszystkich swoich tajemnic za jednym spojrzeniem.
Chodziliśmy jeszcze chwilę uliczkami Wenecji, która flirtowała z nami, wabiąc nas swoim urokiem, jakby chciała zatrzymać nas na dłużej. I szczerze powiedziawszy- udało się jej!
Rano obudziłam się z kolejną niespodzianką, która przyprawiła mnie o mini zawał serca. Mój lot powrotny z Bolonii do Polski został odwołany z powodu strajku pracowników linii lotniczej. Serce zaczęło mi bić szybciej, kiedy zobaczyłam wiadomość na telefonie – "Twój lot został anulowany". To jak zły sen, który staje się rzeczywistością. Ile taki strajk może trwać? Czy w ogóle uda mi się wrócić na czas? I dlaczego nie mogę się dodzwonić do Ryanair ? Zaczęłam czuć frustrację, bo linie nie odpowiadały na telefony, a próby skontaktowania się przez stronę internetową również nie dawały rezultatów.
Czy linie zapewnią Ci inny lot? Jeśli Twój lot został odwołany z powodu strajku, linie lotnicze są zobowiązane do zaoferowania alternatywnego lotu w możliwie najkrótszym czasie lub zwrotu kosztów biletu. W zależności od warunków przewoźnika (np. Ryanair), mogą zaoferować Ci inny termin podróży lub możliwość zmiany lotu. Zwróć uwagę na e-maile i komunikaty, które linie wysyłają pasażerom. Często oferują one opcje przeniesienia lotu na inny dzień. Warto spróbować skontaktować się z nimi przez czat na stronie internetowej lub media społecznościowe, gdzie często szybciej odpowiadają na zapytania. Czasem można także skorzystać z opcji zmiany lotu lub uzyskania zwrotu bezpośrednio na stronie Ryanair.
Wyjeżdżając z Wenecji mijały mi tylko urywki kadrów ze starego filmu Jamsa Bonda 1979 Moonwalker pościg w gondolach, ale musiałam wrócić na ziemię bo miałam swój własny pościg - za samolotem do domu.
Dzięki Skycop udało mi się odzyskać odszkodowanie za bilet od Skandynawskich Linii Lotniczych. To było naprawdę pomocne, bo choć stres związany z opóźnieniem lotu był ogromny, przynajmniej finał okazał się korzystniejszy niż się spodziewałam. Niestety, o odszkodowaniu od Ryanaira mogłam tylko pomarzyć. Z tego, co się dowiedziałam, to raczej temat na długie czekanie i niekończące się rozmowy z obsługą klienta. Ryanair zawsze potrafi zaskoczyć, ale niestety tym razem nie w pozytywnym sensie.
Choć sytuacje związane z opóźnieniami były frustrujące, to przynajmniej doświadczenie pokazało, jak ważne jest wiedzieć, gdzie szukać pomocy w takich sytuacjach. Na przyszłość będę pamiętać o takich narzędziach jak https://www.skycop.com/pl/, bo w końcu podróże, choć pełne przygód, mogą niekiedy sprawić sporo stresu!
Komentarze
Prześlij komentarz