American Dream -Nowy Jork-USA

    Na wstępie nadmienię, że posty nie są tworzone w kolejności chronologicznej, ale bazując na wenie twórczej i dostępności zdjęć wygrzebanych z czeluści komputera lub dysku przenośnego.

O Stanach, żeby napisać i streścić cały rok, który tam spędziłam graniczy z cudem, ale postaram się. Bo wierzę , że ludzie często zapominają słowa, które wypowiedzieli, czy też szczegóły chwil, które przeżyli, ale emocje, które towarzyszyły konkretnym i specjalnym  momentom, pozostają w nas na zawsze.


Więc tak, emocje były i to ogromne ! Kiedy dowiedziałam się, że zostałam przyjęta do programu Culture Care Au Pair! To był moment, który na zawsze zapisze się w mojej pamięci. Gdyby ktoś z Was nie wiedział, jest to program, w którym młode osoby z różnych zakątków świata mają szansę połączyć pracę opiekunki z nauką i podróżowaniem, poznawaniem nowych kultur i… tworzeniem niezapomnianych wspomnień. Dla mnie, jako osoby, która zawsze marzyła o podróżach, a jednocześnie chciała nauczyć się czegoś nowego i doświadczyć życia w innym kraju, była to idealna okazja. A ja takiej przepuścić nie mogłam !

Jedną z emocji, która mi towarzyszyła, był niepokój! Pierwszy raz wyjeżdżałam na tak długo, sama, a do tego miałam mieszkać u obcych ludzi przez rok. A co, jeśli ich nie polubię, albo co, jeśli nie dam sobie rady w roli niani? Co, jeśli tęsknota za domem będzie zbyt silna? Tysiące pytań krążyły w mojej głowie, a odpowiedzi były mgliste i pamiętam, że miałam mnóstwo wątpliwości.  Ale, była też we mnie ekscytacja, jaką czują ludzie, którzy dopiero stawiają pierwszy krok w nieznane. Byłam pełna wiary we własne możliwości, w to, że wielkie marzenia oznaczają wielkie wyzwania, które da się pokonać, jeżeli tylko włoży się w nie odpowiednią ilość pracy, odwagi i pasji. Wyjazd do Stanów był nie tylko spełnieniem marzeń, ale także punktem, w którym poczułam, że wykraczam poza granice swojej strefy komfortu.

Dziś, wspomnienia o Times Square, drapaczach chmur, Brooklyn Bridge, parkach pełnych ludzi, których drogi krzyżują się w tysiącach kierunków sprawiają, że znowu ciarki przebiegają mi po całym ciele. I zawsze, gdy w radiu leci Alicia Keys" Empire State of Mind" śpiewam z nią razem pod nosem : 

"New York, Betonowa dżungla, w której marzenia się spełniają
Tu nic nie jest niemożliwe
Jesteś teraz w Nowym Yorku!
Te ulice sprawią, że będziesz czuł się zupełnie nowiutki
Wielkie światła Cię zainspirują !"  

    Ale,hej! Żeby nie było tak instagramowo, bo też nie oszukujmy się, Nowy Jork często przedstawiany jest jako ziemia obiecana, pełna marzeń, sukcesów i nieograniczonych możliwości. Widzimy zdjęcia z Central Parku, ekskluzywnych restauracji czy szklanych biurowców, które wydają się być ucieleśnieniem amerykańskiego snu. Ale nie mówi się o tych codziennych trudnościach, które towarzyszą życiu w tym ogromnym mieście. Kredyty studenckie, które są prawdziwym ciężarem dla młodych ludzi, czy ceny usług dentystycznych, które potrafią przekroczyć granice zdrowego rozsądku. I do tego te szczury w metrze, które biegają po torach i ulicach. Nowy Jork to hałas, nieustanny ruch, tłumy bezdomnych i czasami poczucie, że mimo ogromnej przestrzeni – fizycznej i mentalnej – możesz poczuć się niesamowicie samotny w tym wielkim mieście. Wielkie Jabłko (Big Apple) - ma dwie twarze: jedną, która błyszczy w świetle reflektorów, i drugą, która czasami nie daje ci oddechu. I choć oferuje tyle szans, to nie każdy potrafi się w nim odnaleźć. Tak jak z każdym wielkim miastem, trzeba umieć się z nim dogadać, znaleźć swój rytm i miejsce, które będzie twoim azylem. A nie zawsze jest to takie proste, jak pokazują turystyczne przewodniki.

Nie żałuję jednakże swojej decyzji, bo gdyby nie ten wyjazd, gdyby nie ten program, to nie wiedziałabym, jak wygląda Las Vegas, Los Angeles, Miami, San Francisco, Waszyngton czy Chicago. Nie poleciałabym na Hawaje, do Meksyku czy na Bahamy. Te wszystkie miejsca, pełne kontrastów i wrażeń, stały się częścią mojej historii. Każde z nich miało coś wyjątkowego do zaoferowania – od niepowtarzalnej atmosfery Las Vegas, po hipnotyzujące widoki z plaż Miami czy rozmach wielkich miast, jak Nowy Jork czy Chicago.  Teraz bardziej rozumiem amerykańską kulturę, z jej różnorodnością, energią i dynamicznym podejściem do życia. Każde z tych miast, które miałam okazję odwiedzić, miało swój unikalny charakter, ale łączyło je jedno – nieustanna chęć do działania i dążenia do czegoś większego. Ludzie w Stanach są z reguły otwarci, pełni entuzjazmu i nastawieni na sukces. To kraj, w którym możesz marzyć na wielką skalę i wierzyć, że wszystko jest możliwe, jeśli tylko włożysz w to wystarczająco dużo pracy i determinacji.  Amerykańska kultura, z jej zamiłowaniem do indywidualizmu, innowacji i wolności, zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Od sztuki ulicznej w Los Angeles, przez neonowe światła Las Vegas, po swobodę wyrażania siebie w miastach, które nigdy nie śpią – wszystko to tworzy niesamowity miks, który sprawia, że życie tam jest pełne kolorów i możliwości. 

Wiele rzeczy zgadzało się z opisami z książki „Wałkowanie Ameryki” Marka Wakulskiego, którą przeczytałam przed wyjazdem do Stanów. Chwilami czułam się, jakbym podróżowała przez strony tej książki, które nagle ożyły.

W książce Wakułski odnosi się także do kontrastów między Ameryką a Europą, zauważając, że Stany Zjednoczone, mimo że mają ogromny potencjał, są jednocześnie pełne sprzeczności. Wakułski pisze, że na pozór amerykański sposób życia daje ogromną swobodę i niezależność, ale to, co wynika z tej wolności, często jest bardzo jednostronne – praca, sukces, pieniądze. Nie ma tam miejsca na refleksję, na zastanowienie się, co jest w życiu naprawdę istotne. W Europejczyku, w tym również w Polakach, można dostrzec większy nacisk na równowagę między pracą a życiem osobistym, przywiązanie do tradycji i kultury, które dla Amerykanów mogą być obce. „Wałkowanie Ameryki” to książka, która zmusza do zastanowienia się nad tym, co w amerykańskim stylu życia jest atrakcyjne, ale też – jak zauważa autor – w którym momencie ten styl życia staje się destrukcyjny, a kultura sukcesu zamiast motywować, zaczyna przytłaczać. Wakułski z dystansem i humorem przedstawia to, co widzi, komentując amerykański sposób bycia z punktu widzenia osoby, która mieszkała na Starym Kontynencie, ale również nie unika wyzwań i doświadczeń, które daje życie w USA.

Cała ta podróż była jednym wielkim eksperymentem, w którym każdego dnia musiałam przekraczać swoje własne granice. Codziennie stawiałam czoła nieznanym sytuacjom, które – choć początkowo przerażające – w rzeczywistości tylko rozwijały moją osobowość i dawały poczucie satysfakcji, że mogę radzić sobie z coraz trudniejszymi wyzwaniami. Z każdym dniem w Stanach czułam się bardziej pewna siebie, bardziej świadoma swoich mocnych stron, ale także swoich słabości, które musiałam zaakceptować.

Po powrocie ze Stanów, uświadomiłam sobie, że jestem, jak to śpiewał Podsiadło, „małomiasteczkowa”. Lubię małe i średnie miasta, bo uważam, że mają w sobie więcej autentyczności, uroku i spokoju. To w takich miejscach życie toczy się powoli, bez presji, z większą przestrzenią na refleksję. W Nowym Jorku czułam się jak w jednym z wielu trybików w maszynie, a w małych miastach było coś, co pozwalało mi poczuć, że naprawdę jestem częścią tej przestrzeni. Z dala od zgiełku i anonimowości wielkich aglomeracji, mogłam poczuć bliskość do ludzi. Odpowiadają mi miejsca, w których czas płynie wolniej, gdzie można odetchnąć pełną piersią, usiąść w parku na ławce i popatrzeć na niebo, bez pośpiechu i chaosu. W końcu to właśnie małe miasta pozwalają na taki spokój, który daje przestrzeń do bycia sobą, bez presji, która wisi w powietrzu w wielkich metropoliach.

Reasumując, nie żałowałam ani wyjazdu, ani swojej decyzji o powrocie. Moja podróż przez Amerykę nauczyła mnie wiele o sobie i świecie, ale w głębi serca zawsze wiedziałam, że mój amerykański sen, różni się od tego typowego hollywoodzkiego scenariusza. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Włochy: Bergamo, Mediolan, Lecco i jezioro Como czyli jedź, módl się i pomóż dopiąć się w dżinsy

Majorka oh-oh-oh That's Mallorca 2024: Wyspa Słońca, Plaż i Grzybów

Majorka w Styczniu 2024- oh-oh-oh That's Mallorca