Chorwacja kontynuacja ! Kierunek Plitvickie Jeziora :)
Tak było i tym razem w Zagrzebiu. Wylądowałyśmy w samym centrum tego wielkiego miasta, pośród szumu i zgiełku. Już od początku wiedziałyśmy, że mogą pojawić się trudności, ale nasze optymistyczne nastawienie i dobry humor pozwoliły nam to przetrwać. Męczył nas potworny upał – około 37 stopni Celsjusza, a my dźwigałyśmy na plecach ciężkie plecaki. Złapanie stopa nie przyszło nam łatwo, ale nie poddawałyśmy się.
Najpierw próbowałyśmy koło skrzyżowania. Potem przeniosłyśmy się do miejsca, gdzie rosły drzewa i było choć trochę cienia, licząc na to, że kierowcy zwolnią i zatrzymają się, by nas podwieźć. I tam spotkałyśmy innych autostopowiczów – parę z Wielkiej Brytanii. Byli w trasie już od półtora roku! Nie wrócili jeszcze do domu i tułali się po różnych krajach. Zimę spędzają w ciepłych miejscach, w pełni ciesząc się tym, co oferuje im życie.
„To dopiero jest życie!” – myślałam wtedy. Właśnie wtedy do mnie dotarło, jak bardzo różne mogą być podróże i jak różne mogą być priorytety. Ich budżet na podróże wynosił zaledwie… 1 euro dziennie! Tak, dobrze czytacie – 1 euro!
Podziwiałam ich za to, że mimo tak skromnych zasobów, podróżują i spełniają swoje marzenia. Okazało się, że życie nie musi wiązać się z wielkimi pieniędzmi – liczy się tylko pasja i chęć poznawania nowych miejsc. Właśnie wtedy zaczęłam rozumieć, że nie trzeba być bogatym, by móc podróżować, poznawać świat i żyć pełnią życia. Oni udowodnili, że da się przeżyć, nie wydając fortuny, a jednocześnie zbierać doświadczenia, które dla wielu są nieosiągalne.
Dla nich natomiast, niesamowite było to, że my zdążyłyśmy pokonać taki dystans – z centrum Polski aż do stolicy Chorwacji w zaledwie jeden dzień. Minęła dopiero doba odkąd wyruszyłyśmy z domu, a my już byłyśmy w Zagrzebiu.
Inni napotkani autostopowicze przyznali, że zazwyczaj łapanie stopa zajmuje im dużo więcej czasu, a dystans między przystankami jest znacznie krótszy. Większość podróży odbywają pieszo, zwiedzając kraje na własnych nogach. I to mnie naprawdę zaskoczyło! Że im się chce? Ich plecaki były większe i cięższe od naszych, więc i ich podróż musiała być znacznie bardziej wymagająca. Pożegnałyśmy się z nimi, życzyłyśmy im szczęśliwej tułaczki, a one ruszyły dalej, nie zatrzymując się, by kontynuować swoją przygodę. I choć nasze drogi się rozeszły, ta rozmowa była dla mnie niesamowitą lekcją – podróże nie muszą być luksusowe, liczy się tylko chęć odkrywania i bycia w drodze. To była prawdziwa inspiracja!
Przeszłyśmy przez most i stanęłyśmy na rozjeździe. Nie zdążyłyśmy nawet położyć plecaków na ziemi i wyciągnąć ręki, a już ktoś zatrzymał się obok, gotów, by nas zabrać. W sercu poczułam ogromną radość – była to taka chwila, która potrafi zrekompensować trud i zmęczenie całej podróży!
Kierowca okazał się przemiłym starszym panem, który zupełnie nie przejmował się tym, że zaczynał się robić korek. Ze spokojem obserwował, jak pakujemy się do jego auta, a ja czułam się, jakby to był jakiś prezent od losu. Często zastanawiam się, czy życie nie jest pełne takich niespodzianek – i to właśnie ta chwila była tego najlepszym dowodem. Przedstawił się jako Pan Złotko i od razu poczułam, że jego imię pasuje idealnie do jego serdecznego usposobienia. Mimo że nie znał angielskiego, porozumiewałyśmy się doskonale. Pan Złotko mówił bardzo wyraźnie po chorwacku, a my praktycznie wszystko rozumiałyśmy. Czasem to niesamowite, jak język ciała i chęć zrozumienia potrafią zniwelować wszelkie bariery komunikacyjne. To była prawdziwa przyjemność być w towarzystwie kogoś, kto miał tyle ciepła i pozytywnej energii.
Droga minęła w mgnieniu oka. Zatrzymaliśmy się na ogromnym parkingu, tak jak prosiłyśmy. Byłam gotowa zabrać plecak i ruszyć w dalszą podróż, ale Pan Złotko nagle powiedział "nie, nie". Na początku pomyślałam, że może chce zrobić nam przerwę na toaletę, ale to, co się wydarzyło później, zupełnie mnie zaskoczyło.
Zamiast do toalety, Pan Złotko poprowadził nas do klimatyzowanego sklepu. Byłam już gotowa, by podziękować mu za wszystko, kiedy nagle on zniknął na chwilę, a za moment wrócił z dwoma szklankami świeżo wyciskanego soku pomarańczowego.
Nie potrafię opisać, jak w tym momencie poczułam się błogo. Po godzinach piekącego słońca, pragnienie było nie do zniesienia, a sok z prawdziwych, świeżych chorwackich pomarańczy to było dokładnie to, czego potrzebowałam. Dosłownie poczułam się, jakby ktoś uratował mi życie w tym gorącym dniu. "Kocham tego człowieka!" – pomyślałam.
Ale to nie koniec niespodzianek! Pan Złotko, widząc, jak bardzo jesteśmy wdzięczne, dorzucił jeszcze coś do naszej podróży – komplet map Chorwacji. Tak po prostu, dla nas. Był to najpiękniejszy, najbardziej serdeczny człowiek, który naprawdę zapadł mi w pamięć.
Pan Złotko absolutnie przeszedł samego siebie. W tym momencie stał się dla nas prawdziwym bohaterem. Te mapy, które nam dał, były jak skarb – w chwili, kiedy je otrzymałyśmy, nie mogłyśmy uwierzyć w nasze szczęście. Nic lepszego nie mogło nam się trafić. Podczas dalszej podróży okazały się być nieocenione. Kilka razy, kiedy nasza orientacja w terenie była kiepska, to właśnie te mapy pozwoliły nam wyjść z kłopotów i nie stracić drogi. Były naszym ratunkiem w najbardziej nieoczekiwanych chwilach, a ja aż teraz czuję wdzięczność, gdy o nich myślę.
Choć Pan Złotko jechał do miasta oddalonego o 100 km od Zagrzebia, postanowił, że nasza podróż będzie łatwiejsza. Był tak kochany, że bez żadnej prośby z naszej strony postanowił zawieźć nas dużo dalej, tak byśmy miały prostą i krótką drogę do Plitwickich Jezior.
Zostawił nas na stacji benzynowej 80 km od parku narodowego, co okazało się naprawdę genialnym posunięciem, bo mieliśmy o wiele łatwiejszy dostęp do celu naszej podróży. Zresztą, sam fakt, że Pan Złotko robił to bezinteresownie, sprawił, że byliśmy zdumione jego życzliwością.
Komentarze
Prześlij komentarz